środa, 21 marca 2012

SEN


„Tu spoczywa polski System Edukacji Narodowej. W skrócie, niespełniony nigdy SEN. Świeć Ministrze nad jego marnością” – pomyślałem, zapalając wirtualną świeczkę na internetowym grobie jednych z portali. Na jednym z cybernetycznych cmentarzy leży szczur kolegi, pies sąsiadki i SEN polskich obywateli o wysokim poziomie nauki. Myśleliście, że gorzej być nie może? Wolnego.

Mądre ministerialne głowy wprowadzają reformę, która na wzór zachodni ma przynieść nam wymierny wzrost w ilości wysoko wykwalifikowanych fachowców. W rzeczywistości jednak prawdopodobnie zakończy się spektakularną klapą. Przykładowo profil psychologiczny, kuszący nazwą, wypluje pomaturalnego inteligenta z nieco wyższą wiedzą biologiczną od obecnego absolwenta profilu „biol-chem” kosztem braków w elementarnej wiedzy o społeczeństwie czy historii. Z drugiej zaś strony, uczeń po skończonym profilu dziennikarskim nie będzie potrafił odróżnić konia od słonia, przy jednoczesnym lokowaniu kraju o nazwie „Afryka” w USA. Na obecnym poziomie kształcenia, wiedzę maturzystów można poznać po odcinkach programu o wymownym tytule „Matura to bzdura”. Będzie tylko gorzej.

„Z biegiem czasu ilość zniczy będzie rosła” – kontempluję z nadzieją, że rzeczywiście ktoś wreszcie uderzy w stół pytając, gdzie to wszystko zmierza. Stworzenia gimnazjów nie można już cofnąć i równie trudno odstąpić będzie od nowej reformy edukacji. Ryba psuje się od głowy a społeczeństwo reaguje regresem w przypadku żałosnych dotacji na naukę, popartych bałaganem organizacyjnym. Hipokryzja i biznes determinują kolejne zmiany podręczników, podstaw programowych i wytycznych. Można jedynie gratulować przedsiębiorczości rządzącym, których stać na wysyłanie dzieci do prywatnych szkół, jednocześnie potęgujących jedynie dysproporcje i chaos. Brzmi optymistycznie.

„Nie stać mnie już na wieniec. Nawet wirtualny nie jest darmowy” – Rzucam w eter, dziękując, że chociaż podstawy posługiwania się piórem otrzymałem wystarczające, żeby bezkarnie grzmieć w obronie wiedzy. Jeszcze rok, może dwa i nawet Wikipedii nie będzie miał kto redagować. Politycy będą mogli wciskać nam coraz większe brednie a Kościół znów zacznie przeżywać renesans. Nikt jednak nie będzie mógł zareagować, bo nikt w niewiedzy nie będzie zdawał sobie sprawy, że powinien. I mimo, że to wizja przejaskrawiona, to i tak niepokojąca.

 Może czas coś zrobić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz