niedziela, 26 lutego 2012

Beszt i rzal ogólny.

Kraj nasz (niezamierzony styl a la Jaruzel) pokonał ogromną drogę przez ostatnie 20 lat. Podobnie, zmieniło się i społeczeństwo. Zapatrzeni najpierw na (rzekomą) postępowość i wolność zachodu, później na (równie rzekomą) prawdziwość i pierwotność wschodu, staliśmy się o wiele bardziej ogólni. Przyswoiliśmy problemy społeczeństw całego świata, chwilami stając się nawet bardziej światowi w tych naszych problemach, niż świat.

O ile jesteśmy otwarci, tolerancyjni i zdystansowani, to właśnie – paradoksalnie – z tymi kwestiami jest źle. Poczynając od, chyba zakorzenionej, antysemickości – jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie kogoś, kto przez jakiegoś Żyda stracił kamienicę, ale to jeszcze nie powód do ogólnej nienawiści. Mają piękną i intrygującą kulturę, nie każdy z nich jest materialistą. Równie dobrze, każdego Niemca można nazwać nazistą. Przecież tak nie lubimy generalizowania, tak nas irytuje stereotyp Polaka pijaka, wąsacza, złodzieja z krzywymi zębami.

Z tej pozornej tolerancji wyrosły zupełnie inne problemy. Ludzie lgną do homoseksualnych (czy też zwyczajnych ładnych), tępią grubych i brzydkich (w ich odczuciu). Wypadkowa Internetu, łatwości zrobienia dobrego zdjęcia, portali, oceniania i co za tym idzie, przedmiotowego traktowania. Mówią, że nie liczy się wygląd, ważne jest wnętrze – o ironio to właśnie oni swoim zachowaniem przeczą tym słowom. Towarzystwa wzajemnej adoracji, bogate dzieci bawiące się w drogich klubach, tworzące jakąś hierarchię i coś na obraz współczesnej kasty. Wszystko się zazębia – wygląd, stan materialny i najbliższe środowisko determinuje czyjąś pozycję w społeczeństwie. Oczywista oczywistość, choć chciało by się wierzyć, że to już nie te czasy. Ani to sprawiedliwe, ani logiczne, ani szczere. I to nie jest kwestia wypięcia się na to, nonkonformizmu, bycia ponad krytyką. Bo kiedy sprawa dotyczy zdecydowanej większości (czy to jako strona aktywna, czy też częściej - ta odbierająca) ludzi, szeroko pojmując, młodych, to coś jest nie tak.

To powoduje kłótnie, kompleksy, a później depresje i zupełnie niepotrzebne zachowania. Jak wydaje Ci się, że jesteś ponad tym, to wiedz, że jesteś w błędzie – zupełnie podświadomie też to przeżywasz, choćby w niewielkim stopniu. Idąc dalej – zatraciły nam się zdolności rozmowy i bezpośrednich kontaktów międzyludzkich. Media dają ogromne możliwości porozumiewania się – i niestety, jednocześnie, choćby Internet raczej degraduje, zuboża relacje interpersonalne. Poczynając choćby od fałszywych, wyidealizowanych obrazów, źle odczytywanych intencji, to przede wszystkim tak jest o wiele łatwiej niż twarzą w twarz. Aż do spotkania twarzą w twarz.

To powoduje różne inne złe rzeczy, których nawet już nie chce mi się wymieniać. I wszystko się zazębia. Wszelkie konflikty, od małych kłótni po wielkie wojny, wynikają z niemożliwości, bądź złego, porozumiewania się. War Begins at Home, głosił tytuł albumu Opposition. Dokładnie. Rozmawiajmy ze sobą, tak po prostu.

Ameryki nie odkryję, mówiąc, że mamy aktualnie poważną erozję fundamentalnych spraw człowieczeństwa, od emocji, przez relacje po system wartości. Dlatego też, tutaj urwę, bo to po 1. temat rzeka, na inną rozmowę, a po 2. dosyć tego trucia, będącego być może wypadkową frustracji na świat ogólnie, jak i ten najbliższy. Kończąc w konwencji pierwszego zdania - Nie o take Polskę walczyłem. Nie tak powinien wyglądać świat i nie tak powinien być człowiek traktowany - na wymowny finał fragment genialnego filmu Baraka + muzyka od Dead Can Dance.

1 komentarz: