„Drive” to jak sądzę najmocniejszy punkt w twórczości N.W.
Refna a przynajmniej najszerzej komentowany. Nieprzygotowani na odbiór
widzowie, nie tylko nie docenią filmu, ale będą się na nim zwyczajnie nudzić.
Przeciętny odbiorca siądzie przed ekranem w oczekiwaniu na widowiskowe pościgi
i towarzyszący im natłok efektów specjalnych. Co jednak otrzyma?
W „Drive” reżyser postawił na realizm, dzięki temu mamy
pełnokrwistego bohatera bez znamion nadludzkich zdolności. To tylko niezwykle utalentowany
kierowca, obdarzony analitycznym umysłem i niesamowitym spokojem. Ma jednak to
swoje konsekwencję w kontaktach z innymi, czasem ma się po prostu wrażenie, że
jest niemową. Zdawkowe dialogi mogą irytować, ale jedynie na początku filmu,
jeśli wcześniej widz nie opuści sali, zrozumie, że spora część akcji odbywa się
na poziomie emocji.
Fabularnie wszystko jest klarowne i logiczne, nie ma tu miejsca na domysły. Na pochwałę zasługuje stonowanie, film nie epatuje przemocą ani nie drażni zbytnim liryzmem i przesłodzonymi scenami miłosnymi. Możemy raczej odczuwać ich brak niż przesyt. Jest to także zasługa kompozycji filmu, zdjęcia w odcieniach szarości bez mocnych i jasnych barw oraz electropopowa ścieżka dźwiękowa tworzą sugestywny obraz. Tempo filmu także zasługuje na docenienie, bardziej mu do dramatu niż thrillera.
Ryan Gosling tworząc postać bezimiennego człowieka
pozbawionego przeszłości spisał się przynajmniej dobrze, budując konsekwentną i
przekonywującą rolę. Nie jest ani wyprany z emocji, ani wtedy kiedy sytuacja
tego wymaga, nie traci zimnej krwi. Bardziej ekspresyjna jest Mulligan, chociaż
przy Goslingu nawet Brus Willis może wydać się typem wrażliwca.
Można mieć nadzieję, że to dopiero zapowiedź przed
następnymi filmami Refna a nagroda za reżyserię na festiwalu w Cennes zachęci
go do podtrzymania kierunku. Lars von Trier może zacząć obawiać się o swoją
pozycję, ale tylko dlatego, że jego rodak mierzy coraz wyżej („Melancholia”
mimo wszystko przewyższa „Drive”). Ciekawym pozostaje fakt, jak bardzo ta rola
odbije się na dalszej karierze Ryana Goslinga.
Ocena: pozycja mocna, ale nieobowiązkowa.
dla mie film bardzo dobry. wyjatkowo dobry, nie przecietny. nie zgodzilabym sie jedynie z tym, ze nie jest brutalny, bo momentami jest i to bardzo, co jednak nie ujmuje mu ani troche wdzieku. Gsling zagral bardzo dobrze, szczerze powiedziawszy teraz nie wyobrazam sobie kogos innego w tej roli. klimatyczny, niby spokojny, ale jednak nie akcja sie toczy i wciaga co wiedzialam na wlasne oczy podpatrujac mojego towarzysza. odrobine nie wiem czemu przypomina mi 'To nie jest kraj dla starych ludzi'. ale tylko odrobine. a i muzyka, moze nie fenomenalna, ale tylko szlifuje ten film. jak dla mnie 8,5.
OdpowiedzUsuń